Początki są dla mnie zawsze trudne. I stresujące. Kiedy mam
cokolwiek do napisania, nieważne czy jest to praca zaliczeniowa, magisterska,
artykuł czy wpis na bloga, scenariusz jest zawsze ten sam. Najpierw przez dzień
lub kilka dni układam słowa w głowie, dopracowuję je do perfekcji, a kiedy już
siadam do pisania, wychodzi z tego wszystkiego niskiej jakości bełkot na
poziomie opowiadań z „Chwili dla Ciebie”.
Tak czy siak, aby uporać się z niemocą twórczą i
uporządkować myśli, postanowiłam opisać swoją motywację do prowadzenia tego
bloga w kilku punktach.
1. Nie mam z kim podzielić się swoimi
doświadczeniami z migreną.
Ogólnie wszyscy dokoła wiedzą, że zmagam
się z bólami głowy. Że bardzo często rezygnuję z różnych okazji lub nie
podejmuję się pewnych rzeczy, bo „znów jestem chora”. Absolutnie nie obwiniam
nikogo za niewiedzę lub brak empatii, ale ktoś, kto nie ma do czynienia z
chronicznymi migrenami, nie ma możliwości zrozumienia tej przypadłości.
Mogłabym założyć pamiętniczek i opisywać w nim swoje cierpienia, ale po co,
skoro można obnażać się publicznie.